I
Kocham cię, światło! Na moje źrenice
zlewasz się falą; nurzam się w niej, tonę,
oczy ku tobie wznoszę roztęsknione,
na twej jasności promienną mgławicę.
Kocham cię, jasna! Patrzę na twe lice,
oczu szafiry rzęsą ozłocone,
na krasę twoich ust - patrzę i płonę,
tym więcej pragnąc, im więcej się sycę...
Kiedy mię światło falą opromienia,
zda mi się, czuję twoje uściśnienia,
a gdy w ramiona ciebie, jasna, chwytam:
całą mi światła płonie świat ozdobą
i sam już nie wiem, i sam siebie pytam:
czyś ty jest światłem? czy światło jest tobą?
II
Pójdziemy razem na gięte przełęcze
obłękitnionych gór nad morską tonią;
pójdziemy słuchać, jak w oddali dzwonią
fale, od skał się rozbryzgujące w tęcze.
Pójdziemy patrzeć, jak się na pajęcze
lotne mgieł łodzie blaski słońca kłonią
i za okrętós białym żaglem gonią,
za ciemne morskich rubieży obręcze.
Pójdziemy patrzeć, kędy wśród lazuru
marzącej wody Capri się promieni
błyszczącą ścianą skalistego muru...
Serca nam usną, a dusze zatoną
w jakiejś niezmiernej, świetlanej przestrzeni,
w słonecznych omdleń ciszę nieskończoną...
III
A kiedy będziesz moją żoną,
umiłowaną, poślubioną,
wówczas się ogród nam otworzy,
ogród świetlisty, pełen zorzy.
Rozwonią nam się kwietne sady,
pachnąć nam będą winogrady,
i róże śliczne, i powoje
całować będą włosy twoje.
Pójdziemy cisi, zamyśleni,
wśród złotych przymgleń i promieni,
pójdziemy wolno alejami,
pomiędzy drzewa, cisi, sami.
Gałązki ku nam zwisać będą,
narcyzy piąć się srebrną grzędą
i padnie biały kwiat lipowy
na rozkochane nasze głowy.
Ubiorę ciebie w błękit kwiatów,
niezapominajek i bławatów,
ustroję ciebie w paproć młodą
i świat rozświetlę twą urodą.
Pójdziemy cisi, zamyśleni,
wśród złotych przymgleń i promieni,
pójdziemy w ogród pełen zorzy,
kędy drzwi miłość nam otworzy.
IV
Idą błękitne, ciche, zamyślone
przez sfer milczące skrysztalone tonie,
lotne jak blaski, powiewne jak wonie,
idą błękitne, ciche, zamyślone -
idą błękitne, ciche, zamyślone,
gdy śnieg w miesięcznym seledynie płonie
i góry błyszczą w szafirów oponie,
idą błękitne, ciche, zamyślone...
idą błękitne, ciche, zamyślone,
jak przez wikliny ponadbrzeżne wiotkie
światła słoneczne z wody, jasne, słodkie,
jak z dali fletów dwa dźwięki pastusze:
ku sobie nasze rozkochane dusze
idą błękitne, ciche, zamyślone.
V
Widzę kraj jakiś w oddali, w oddali,
kraj z mgły przejrzystej , z rozkołysań sosny,
z letnich południ i porannej wiosny,
z cisz szmaragdowych na łąk ciemnej fali,
z blasków, gdy słońce morze rozopali,
z majowych nocy zadumy miłosnej,
z drgnień dzwonków polnych, z rozmowy półgłosnej
limb zamyślonych wśród milczącej hali...
Widzę kraj taki jak przez modrozłotą
gazę, co wiesza się na młodym gaju,
drżąca i cicha, pajęcza i zwiewna...
To kraj twej duszy, z tego ona kraju,
obłękitniona mych marzeń tęsknotą
spłynęła ku mnie, promienna i śpiewna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz